Thursday, April 21, 2011

Dom zły.

Z serii moich ekologicznych recenzji.
Nie to żeby ten blog zamieniał się w moje filmoznawczo-kulturoznawcze dyrdymały. Nie.
Wyskrobaną recenzję wrzucam tylko dlatego, że nie mogę się absolutnie zebrać żeby złożyć w całość moje myśli. Może kiedyś.
Nie jest to odpowiedź ani zaczepka, ale na pewno Rafałek miał wpływ na fakt, że to publikuję.



Opuszczony drewniany dom gdzieś na końcu świata i śnieg skrzypiący pod butami milicjantów. Świat, w którym prawda, nawet gdyby taka istniała, ma drugorzędne znaczenie. Dom zły Wojciecha Smarzowskiego, obraz surowy i gorzki w swojej wymowie, nie pozostawia widzowi żadnej nadziei.

Stajemy niejako bezbronni wobec ambiwalencji tego filmu. Żaden bohater nie jest do końca pozytywny, wszyscy wydają się być skażeni zarazą nihilizmu. Nie ma nikogo, z kim można byłoby się utożsamiać, a jedyna osoba, która wzbudza jakąkolwiek sympatię nie ma szans w obliczu zepsucia otaczającej rzeczywistości, a za swoje skrupuły i resztki uczciwości musi ponieść należytą karę. W tej kryminalnej historii wcale nie chodzi o rozwiązanie jakiejkolwiek zagadki – to kwestia kompletnie drugorzędna. W moim rozumieniu to film o relatywizmie, względności wszystkich wartości, względności ferowania jakichkolwiek wyroków i ocen. Być może Smarzowski rozlicza się w tym filmie z systemem, ja jednak zamiast dobijania upadłego kolosa wolę widzieć tu raczej najbardziej elementarne pytania o istotę zła.

Obserwując nielojalność milicjantów wobec swojego dowódcy przyszedł mi na myśl performance Mariny Abramović Rythm 0, w którym artystka zrzeka się roli podmiotu/artysty by stać się przedmiotem w rękach publiczności, której powierzyła moc oddziaływania na nią. By nie wchodzić w zbędne szczegóły: performance objawił okrucieństwo drzemiące w ludziach. Wystarczyło przyzwolenie, danie im władzy, zdjęcie z nich odpowiedzialności. Wystarczyły odpowiednie okoliczności by ludzie ujawnili swoje prawdziwe ja. W podobnych kategoriach postrzegam zachowania bohaterów w Domu złym – wcale nie kompletnie pozbawionych moralności, ale po prostu ludzkich, arcyludzkich. To okoliczności zwolniły ich z odpowiedzialności i lojalności. Nie są źli – bywają źli. Są ambiwalentni. Wydają się tkwić gdzieś pomiędzy zestawem opozycji binarnych, zwolnieni z odpowiedzialności (a przez to być może podwójnie odpowiedzialni) przez system, który poprzez ideał kolektywizmu wzmocnił tylko odczuwanie swojej jednostkowości.

Obraz Smarzowskiego mimo nagromadzenia absurdów okrucieństwa, nieustannego pijaństwa, potoków przekleństw i wyraźnego rysu groteski wydał mi się dojmująco prawdziwy. Zobaczyłam w nim obraz Polski i Polaków, którzy pod wieloma względami niewiele się zmienili. Wielokrotnie podkreślana ambiwalencja stała się również moim udziałem. Jakkolwiek trafna nie byłaby to obserwacja, prawda, jeśli taka istnieje, jest zawsze bolesna.

3 comments:

  1. Pisałem Ci już, że to świetne spojrzenie na film. Lubię tę recenzję.

    ReplyDelete
  2. mnie również bardzo się spodobała :)

    ReplyDelete
  3. chyba powinnam zarzucić bojkot polskiej kinematografii.

    ReplyDelete